piątek, 26 kwietnia 2013

Spontaniczność w życiu i modzie?

  Spontaniczność dla samych siebie, czy na pokaz dla innych?
Często robiąc coś, co po prostu mam ochotę zrobić, jestem oskarżana o jakąś próbę zaimponowania komuś, pokazania się. Zupełnie niesłusznie. Miałam ochotę jechać wczoraj na koncert, co tak właściwie, w ogóle nie wyszło z mojej inicjatywy. Dostałam propozycję, która brzmiała mniej więcej tak: "Hej! Jedziemy z chłopakami na ten koncert w czwartek, pewnie będzie Nas z siedmiu. Może się przyłączysz?". Oczywiście, pomysł mi się spodobał, więc od razu się zgodziłam i nastawiłam, że pojadę. Tych siedmiu się rozmyśliło, zaś ja trwałam przy swoim i pojechałam. Tak, sama. Bawiłam się świetnie i spędziłam lepszy wieczór, niż gdybym została w domu przy laptopie. Oczywiście, niektórzy dopisali do tego własną historię. "Pojechała dla tego i tego, pojechała po to i po to".

   Tak samo często ludzie oceniają to, jak wyglądamy, co nosimy. Pojawiają się trendy i niektóre wyłapujemy, bo pasują do naszego gustu. Oczywiście, z miejsca część okolicznej populacji ludzkiej oskarży nas o bezmyślne kopiowanie tego, co akurat w modzie. I w drugą stronę. Gdy ubierzemy coś, co nie jest popularne, ale nieco ekscentryczne i oryginalne, usłyszymy, że ubieramy się tak na pokaz i dla "picu", bo przecież tego się teraz nie nosi, a my po prostu na siłę chcemy być fajni.
Sama nie potrafię określić swojego stylu. Wszystko zależy od dnia. Czasami chcę żeby było mi wygodnie, a innego mam ochotę rzucać się w oczy i dłużej stoję przy otwartej szafie, tworząc coś niebanalnego. Ostatecznie, to ja, nie ktoś inny, będę to nosiła.

   Niestety, mentalność polska, ale i nie tylko, jest taka, a nie inna. Nie zmienimy tego i jedyna słuszna decyzja, to żyć w zgodzie z sobą samym. Róbmy to, na co mamy ochotę(w granicach rozsądku!), nośmy to, co nosić chcemy. Ludzie gadali, gadają i gadać będą. Trzeba przymrużyć na to oko i żyć dalej. Nabierzmy dystansu do opinii innych, bo one będą zawsze. Nie jest tak, że istnieje złoty środek, dzięki któremu wszyscy będą zadowoleni. Istotne jest to, abyśmy my sami czuli się zadowoleni z tego, co robimy i jak wyglądamy. Nie wybierajmy bezpiecznych opcji, wybierajmy to, co nam samym najbardziej odpowiada.















czwartek, 25 kwietnia 2013

Codzienny outfit kontra my sami.

   Czy można żyć w dwóch różnych światach jednocześnie? Czy można być dwiema osobami i nie nazwać tego schizofrenią?
    Nie wiem, jak dobrze odpowiedzieć sobie na te pytania. Co gorsza, nie istnieje sposób na jednoznaczne scharakteryzowanie mojej osoby, bo wszystko zależy od momentu i sytuacji, w jakiej się mnie poznaje. Raz potrafię nie spać przez ponad czterdzieści godzin i ciągle mieć energię, żeby innym razem, po pięciu godzinach od pobudki, zasnąć ze zmęczenia na hali pełnej ludzi podczas meczu. Banalny przykład, ale zestawia ze sobą dwie skrajne sytuacje... a takich sytuacji w moim życiu jest mnóstwo. Nawet wtedy, gdy rano zaglądam do szafy, zastanawiając się, co powinnam na siebie założyć.
   Mój strój bardzo często odzwierciedla mój humor. Czasami w zwyczajny dzień ubieram się jak do biura, a potem jadę na dni otwarte Uniwersytetu Warszawskiego w brudnych trampkach, dziwnych rurkach i czarnym, prześwitującym swetrze. Do tego z jakimś chaosem na głowie.
  Wiem, że niecodziennie ma się wenę, aby wymyślić coś wygodnego, kreatywnego i powalającego. Dlatego zamieszczę tutaj kilka zdjęć z codziennych outfitów gwiazd i innych ludzi, które może zainspirują kogoś jeszcze, oprócz mnie. Bo czasami, nawet gdy nie mamy dnia, po prostu wypada schludnie wyglądać, aby na koniec nie usłyszeć od własnej matki "Wszyscy w garniturach, a ty wyglądałaś jak flądra".















wtorek, 23 kwietnia 2013

Dobrego złe początki ?

   W związku z tym, że okres licealny w moim życiu dramatycznie szybko dobiega końca, postanowiłam coś zmienić. Jak przystało na kobietę, zaczęłam od szafy. Allegro zasypałam godną podziwu ilością aukcji, a według pierwotnych planów - to jeszcze nie jest koniec. Co więcej, wyznaczyłam sobie kolejny cel, też raczej typowo kobiecy. Nowa szafa, to i nowa figura. Tak więc ubrania, które aktualnie kupuję online, w sklepach, czy też w second-handach, są w rozmiarze S i XS. Żadnych więcej M-ek w garderobie, a o L-ce to nawet nie wspominajmy! Zdrowsze jedzenie, mniej słodyczy, regularnie, bez podjadania i ... wykupiony karnet na siłownię. Oto moje złote środki do celu. Jak wyjdzie? Któż raczy wiedzieć... Póki co jestem dobrej myśli, chociaż miewam chwile załamania. Załamuję wtedy ręce, a żołądek wypełniam.
    Potem zdecydowałam, że należy coś zrobić z bardzo złym nawykiem obgryzania paznokci w sytuacjach stresowych. Średnio wychodzi mi niwelowanie tego defektu mojej natury, ale przyznaję, że papierosy pomagają i wierzę, że za miesiąc/dwa będę miała dłonie, jak na kobietę przystało! Nie, z nikotyny nie uda mi się zrezygnować, tak samo jak i z kawy. W końcu też muszę mieć coś od życia, prawda?
 


    Na samo połączenie słów "Warszawa" i "czerwiec" w jednym zdaniu, moja Rodzicielka dostaje szału. Rzuca się jak dziki,głodny grizzly w klatce. Zamiast wycofać się z pola walki, jak na rozsądnego człowieka przystało, brnę dalej w kłótnię. I tak wygląda nasze życie od kilku tygodni. Od kłótni do kłótni, z momentami zawieszenia broni, aby zaczerpnąć nieco oddechu. Nie podoba mi się to, czuję się jak ganione za niesubordynację dziecko, ale... postanowiłam, że od czerwca zamieszkam w Warszawie i mam zamiar tego dopiąć! Bo dziesięć miesięcy mieszkania w domu mi wystarczy. Przez cztery lata życia poniekąd "na swoim", zdecydowanie odzwyczaiłam się od jakiekolwiek kontroli z jej strony. - Wychodzisz gdzieś? - pyta mnie nawet grzecznie, a ja nie mogę się powstrzymać i warczę, że tak wychodzę ze znajomymi, nie, nie zna ich i nie, nie wiem kiedy wrócę. Oczywiście, mogłabym wprowadzić ją nieco bardziej szczegółowo w swoje plany, ale póki co, obie mamy siebie powyżej uszu i każdy gest, każde słowo, potrafi wywołać prawdziwą burzę z piorunami. Cieszę się, że już za nieco ponad miesiąc rozdzieli nas ponad dwieście kilometrów. Dobrze nam to zrobi.