piątek, 17 maja 2013

Produkty do mojego aktualnego makijażu.

   Witam po krótkiej przerwie spowodowanej egzaminami dojrzałości. Matura to bzdura - tyle rzec mogę, gdy już jestem prawie po. Został mi tylko ustny język polski. Niektóre zadania sprawiały, że po prostu parskałam śmiechem, skupiając na sobie wzrok całej sali, ale nie mogłam się powstrzymać. Tak właściwie, to liczy się już tylko to, że mam to za sobą, a przed sobą najdłuższe wakacje w życiu! :)

   Zastanawiałam się, co takiego mogłabym tutaj dzisiaj napisać, aby odkupić moją nieobecność. Uznałam, że kolejny post o modzie będzie już nudny. To znaczy, nie żeby moda była nudna, ale przecież to miał być blog o wszystkim, prawda? Myślałam o nagraniu filmiku i wstawieniu go na youtube, ale chyba nie wypadłabym w tym najlepiej. Chociaż kto wie, może za jakiś czas spróbuję? :)

  Ostatecznie zdecydowałam, że pokażę Wam kosmetyki, których używam najczęściej i opiszę w kilku słowach, co sądzę. Niektóre to moje "must have", a niektóre czekają na lepszych zamienników. Może akurat jakaś inna blogerka poradzi mi, czym mogę je zastąpić. Nie ukrywam, że jestem zakupoholiczką i często kupuję coś, co zostało polecone przez innych.:)


1. Krem BB z Clinique w odcieniu Light.

 Przyznam otwarcie, że aktualnie nie wyobrażam sobie bez niego życia. Wygląda bardzo naturalnie i chociaż początkowo wydaje się nieco zbyt szary, po chwili idealnie stapia się z moją skórą. To już moje drugie opakowanie i chociaż jego cena jest nieco wysoka - bodajże 149zł - to jest bardzo wydajny. Pierwsze opakowanie starczyło mi aż na rok, a używam go codziennie! :)
Jeżeli akurat jestem opalona i staje się zbyt jasny, to dodaję do niego odrobinę podkładu: Estee Lauder Double Wear w odcieniu Pale Almond 02 i tak samo robię, gdy idę na imprezę i zależy mi na nieco mocniejszym kryciu.
Dzięki niemu zdecydowanie poprawił się stan mojej skóry. Nie zapycha i jest lekki.



2. Korektor Rimmel Wake Me Up, odcień 030.

Stosuję go zawsze pod oczy i na górną powiekę, jako bazę pod cienie. Nie narzekam, ale nie jestem pewna, czy nie będę szukała czegoś lepszego.



3. Korektor bourjois, 73 Golden Beige.

Świetny korektor, ale byłam głupia i zamiast odcienia 71 Light Beige, który miałam wcześniej i był idealny, kupiłam ten. Jest to świetny przykład, jak skuteczne mogą być promocje. Zapewne go komuś oddam i kupię poprzedni odcień, ale sam korektor jest dla mnie idealny do krycia wszelkich niedoskonałości! :) Stosowałam go także do ukrycia cieni pod oczami i też sprawdzał się super. 



4. Cienie Inglot, M3 pearl.

Stosuję je do codziennego makijażu. Złoty nakładam na całą powiekę, w zewnętrznym kąciku aplikuję jasny brąz, a trzecim kolorem robię cieniowanie w załamaniu. Efekt jest subtelny, ale widoczny, a ja jestem zwolenniczką lekkiego makijażu na co dzień i mocniejszego na specjalne okazje.



5. Eyeliner Sephora, Black.

Nakładam go zazwyczaj tylko tuż przy linii rzęs, dla lekkiego podkreślenia oczu. Czasami zastępuję czarną kredką ArtDeco, która jest wodoodporna przez co niestety ciężka do dokładnego zmycia.
Były czasy, gdy nie wyszłam bez eyelinera z domu. Wtedy nie stosowałam żadnych cieni, a kreska była wyraźna. Jednak jakiś czas temu stwierdziłam, że takie mocne podkreślenie zostawię sobie na inne okazje, a w ciągu dnia postawię na subtelniejsze rozwiązania.



6. Paleta Dior 224 Swimming Pool.

Na co dzień używam tego jasnego, perłowego cienia(widać zużycie), który aplikuję w wewnętrznym kąciku oka. Świetnie rozświetla cały makijaż! :)



7. 4Ever Bronzer, Astor, 001 Blonde.

To nie jest produkt, który powalił mnie na kolana. Teoretycznie dla blondynek, nieodpowiednio rozprowadzony potrafi zostawić na naszej twarzy pomarańczową plamę. Zdecydowanie szukam zamiennika i nikomu go nie polecam!



8. Róż Bourjois, 33 Lilas D'or.

Produkt, który jest zadowalający. Rozświetla, zostawia lekko zaróżowione policzki, ciężko byłoby się dorobić jakiś plam nim. Jednak wcale nie czuję się zakochana.
Czasami zamiast niego używam Chanel 72 Rose Initiale albo różu z Inglota w takim łososiowo-brzoskwiniowym kolorze.
Idealnego różu będę szukała dalej.



9. Puder Affinitone Maybelline, 24.

 Wyrównuje koloryt, pokrywa pozostałe niedoskonałości, ale nie matuje na długo, co jest w moim przypadku największą zmorą, ponieważ mam cerę tłustą. Niestety, pewnie będę szukała czegoś bardziej matującego. Może macie jakieś produkty godne polecenia?



10. Tusz Diorshow, New Look. 

Moja miłość! Podoba mi się nawet bardziej niż Lancome Hypnotic Eyes. Już powoli odkładam na następny z obawy, że ten się skończy, a ja będę bankrutem i nie będę mogła kupić kolejnego. Rozczesuje, podkręca, subtelnie pogrubia, bez zostawiania uciążliwych grudek. Trzy razy tak! :)





     Mniej więcej tych produktów używam codziennie rano. Sprawdzony sposób, aby poprawić swój wygląd, ale bez nakładania tony makijażu i marnowania nie wiadomo ilu minut na to. Jeżeli macie jakieś kosmetyki godne polecenia, to chętnie się o tym dowiem! :)

poniedziałek, 6 maja 2013

Jessica Hart - moja największa inspiracja.

  Za niecałą dobę będę już po pierwszej maturze, a ta myśl sprawia, że mam stany lękowe i moje serce ma ochotę wyskoczyć na wolność i usmażyć się na słońcu świecącym za oknem. Wiem, że "matura to bzdura", ale mimo wszystko, nie potrafię podejść do niej na całkowitym "luzie", jakby to był kolejny, głupi test. Bo może to i jest kolejny, głupi test, ale ten zadecyduje w dużym stopniu o kolejnych latach mojego życia, a to już niepokojące.

   Jednak wracając do tematu postu...
Oczywiście, są ikony mody, o których świat nigdy nie zapomni i także u mnie zajmują one wyjątkowe miejsce, jednak ostatnio zakochałam się bez pamięci w stylu Jessicy Hart - modelki i blogerki. Ujęła mnie tym, że nie trzyma się określonego kanonu i bawi się modą. Potrafi być rockowa, formalna, boho, a czasami łączy wszystko razem i też wygląda to - przynajmniej w moim mniemaniu - świetnie! Bo o to w tym tak naprawdę chodzi, by nie trzymać się jednego, bezpiecznego toru.

Casual:













Formal:









Together:





piątek, 26 kwietnia 2013

Spontaniczność w życiu i modzie?

  Spontaniczność dla samych siebie, czy na pokaz dla innych?
Często robiąc coś, co po prostu mam ochotę zrobić, jestem oskarżana o jakąś próbę zaimponowania komuś, pokazania się. Zupełnie niesłusznie. Miałam ochotę jechać wczoraj na koncert, co tak właściwie, w ogóle nie wyszło z mojej inicjatywy. Dostałam propozycję, która brzmiała mniej więcej tak: "Hej! Jedziemy z chłopakami na ten koncert w czwartek, pewnie będzie Nas z siedmiu. Może się przyłączysz?". Oczywiście, pomysł mi się spodobał, więc od razu się zgodziłam i nastawiłam, że pojadę. Tych siedmiu się rozmyśliło, zaś ja trwałam przy swoim i pojechałam. Tak, sama. Bawiłam się świetnie i spędziłam lepszy wieczór, niż gdybym została w domu przy laptopie. Oczywiście, niektórzy dopisali do tego własną historię. "Pojechała dla tego i tego, pojechała po to i po to".

   Tak samo często ludzie oceniają to, jak wyglądamy, co nosimy. Pojawiają się trendy i niektóre wyłapujemy, bo pasują do naszego gustu. Oczywiście, z miejsca część okolicznej populacji ludzkiej oskarży nas o bezmyślne kopiowanie tego, co akurat w modzie. I w drugą stronę. Gdy ubierzemy coś, co nie jest popularne, ale nieco ekscentryczne i oryginalne, usłyszymy, że ubieramy się tak na pokaz i dla "picu", bo przecież tego się teraz nie nosi, a my po prostu na siłę chcemy być fajni.
Sama nie potrafię określić swojego stylu. Wszystko zależy od dnia. Czasami chcę żeby było mi wygodnie, a innego mam ochotę rzucać się w oczy i dłużej stoję przy otwartej szafie, tworząc coś niebanalnego. Ostatecznie, to ja, nie ktoś inny, będę to nosiła.

   Niestety, mentalność polska, ale i nie tylko, jest taka, a nie inna. Nie zmienimy tego i jedyna słuszna decyzja, to żyć w zgodzie z sobą samym. Róbmy to, na co mamy ochotę(w granicach rozsądku!), nośmy to, co nosić chcemy. Ludzie gadali, gadają i gadać będą. Trzeba przymrużyć na to oko i żyć dalej. Nabierzmy dystansu do opinii innych, bo one będą zawsze. Nie jest tak, że istnieje złoty środek, dzięki któremu wszyscy będą zadowoleni. Istotne jest to, abyśmy my sami czuli się zadowoleni z tego, co robimy i jak wyglądamy. Nie wybierajmy bezpiecznych opcji, wybierajmy to, co nam samym najbardziej odpowiada.















czwartek, 25 kwietnia 2013

Codzienny outfit kontra my sami.

   Czy można żyć w dwóch różnych światach jednocześnie? Czy można być dwiema osobami i nie nazwać tego schizofrenią?
    Nie wiem, jak dobrze odpowiedzieć sobie na te pytania. Co gorsza, nie istnieje sposób na jednoznaczne scharakteryzowanie mojej osoby, bo wszystko zależy od momentu i sytuacji, w jakiej się mnie poznaje. Raz potrafię nie spać przez ponad czterdzieści godzin i ciągle mieć energię, żeby innym razem, po pięciu godzinach od pobudki, zasnąć ze zmęczenia na hali pełnej ludzi podczas meczu. Banalny przykład, ale zestawia ze sobą dwie skrajne sytuacje... a takich sytuacji w moim życiu jest mnóstwo. Nawet wtedy, gdy rano zaglądam do szafy, zastanawiając się, co powinnam na siebie założyć.
   Mój strój bardzo często odzwierciedla mój humor. Czasami w zwyczajny dzień ubieram się jak do biura, a potem jadę na dni otwarte Uniwersytetu Warszawskiego w brudnych trampkach, dziwnych rurkach i czarnym, prześwitującym swetrze. Do tego z jakimś chaosem na głowie.
  Wiem, że niecodziennie ma się wenę, aby wymyślić coś wygodnego, kreatywnego i powalającego. Dlatego zamieszczę tutaj kilka zdjęć z codziennych outfitów gwiazd i innych ludzi, które może zainspirują kogoś jeszcze, oprócz mnie. Bo czasami, nawet gdy nie mamy dnia, po prostu wypada schludnie wyglądać, aby na koniec nie usłyszeć od własnej matki "Wszyscy w garniturach, a ty wyglądałaś jak flądra".